Kompleks
gmachów Parlamentu i innych instytucji europejskich wbija się bezceremonialnie
w zastaną tkankę miasta. Najlepiej widać to od strony Placu Luksemburskiego.
Nad dwukondygnacyjnym dawnym budynkiem dworca luksemburskiego, mieszczącym
obecnie Visitor center Parlamentu, wznosi się szklano-kamienna ściana głównego
kompleksu. Minąwszy budyneczek dworca, noszący obecnie nazwę Station Europe,
wchodzimy do innego, także w architektonicznym sensie słowa, świata. Za nami
pozostaje architektura mieszczańska. Otacza nas obecnie biurowy post-modernizm.
Otacza także w dosłownym znaczeniu - przejście z Visitor Center do Parlamentu
biegnie na wysokości drugiej kondygnacji zabudowanym okrężnym pasażem. Ściany
pasażu służą jako stelaż do ekspozycji wszelakich wystaw przygotowanych pod
patronatem PE. Symbolicznie wyznaczają też granice Agory Simone Veil,
wieloletniej eurodeputowanej i przewodniczącej pierwszego składu PE
pochodzącego z wyborów bezpośrednich. Przestrzeń ta wraz z Esplanadą
Solidarności 1980 roku (tak, tak!) stanowi corocznie tło dla ponad 40 wydarzeń
o charakterze publicznym, urządzanych przez instytucje europejskie i inne
organizacje. Nazwa esplanady nie jest jedynym polskim akcentem w najbliższej
okolicy. Na środku Placu Luksemburskiego wznosi się pomnik poświęcony
dziewiętnastowiecznemu przemysłowcowi angielskiemu Johnowi Cockerillowi. Jako
innowator w zakresie technologii i zarządzania był on pomysłodawcą powstania w
Belgii pierwszego zintegrowanego kompleksu przemysłowego, obejmującego
kopalnie, huty, linie kolejowe, port i flotę transportową. Ponieważ taki mózg
dla realizacji swych pomysłów potrzebował większych przestrzeni, Cockerilla
nosiło po Europie od Londynu po Petersburg. W ówczesnym Królestwie Polskim
angażował się w rozwój przemysłu włókienniczego. I traf sprawił, że właśnie na
ziemiach polskich padł ofiarą tyfusu i umarł w roku 1850 w Warszawie.
 |
Pomnik Cockerilla na placu Luksemburskim z budynkami Parlamentu Europejskiego w tle |
 |
Plac Simone Veil |
 |
Widok spod Parlamentu Europejskiego w stronę Ixelles |
 |
Kościół Jezuitów w Ixelles |
 |
Budynki Parlamentu Europejskiego |
 |
Pomnik Euro ??? |
 |
Skwer przed Komitetem Regionów i Przedstawicielstwem Bawarii przy UE. Kogo symbolizują chowające głowę w piasek strusie? |
 |
Widok z Parc Leopold na Dom Historii Europejskiej |
Stojąc pod jego pomnikiem i podziwiając kompleks Parlamentu
mało kto zdaje sobie sprawę, że jest to widok międzymiastowy. Plac Luksemburski
należy do Ixelles, a Parlament ma adres już we właściwej Brukseli. Obszar,
który potocznie nazywamy Brukselą, to jeden z trzech regionów, na które
podzielona jest Belgia - Region Stołeczny Brukseli, dzielący się z kolei na 19
gmin miejskich. Cały region obejmuje powierzchnię nieco ponad 160 km² i ma niemalże 1,2 mln mieszkańców, z czego właściwa
Bruksela (Bruxelles-Ville)
zajmuje ok 1/5 powierzchni i odpowiada za 15% populacji. Poszczególne gminy
różnią się wielkością i liczbą mieszkańców, ale łączy je dosyć fantazyjny
przebieg granic. Gmina Bruksela to oczywiście centrum, w granicach obwodowych
bulwarów (z powodu kształtu zwane Pentagonem) wraz z zachodnią wypustką
obejmującą dzielnicę europejską i Park Pięćdziesięciolecia oraz
znacznie rozleglejszymi terenami na północ od centrum, obejmującymi Laeken na
zachodnim i Haren na wschodnim brzegu rzeki Senne. Na granicy z Ixelles dwa
muzea (Wiertza i Historii Naturalnej) usytuowane prawie
naprzeciwko siebie, przy Rue Vautier, znajdują się formalnie w różnych
miastach. Prowadzone przez sieć Marriota Executive Apartments na Rue du
Parnasse umiejscawiają się w Brukseli, ale Google Maps opisują ten adres, jako
należący do Ixelles. Wszystko to jednak nic w porównaniu z gminą Baarle leżącą
na granicy z Holandią (przepraszam - Niderlandami), gdzie komisja wyznaczająca
granicę w 1839 roku zdecydowała, że o przynależności państwowej zdecyduje wola
właścicieli każdej parceli w mieście. W rezultacie granica jest mozaiką około
30 enklaw i eksklaw, często o konstrukcji szkatułkowej, a tubylcy wybijają
otwory drzwiowe w ścianie domu wychodzącej na teren państwa, gdzie aktualnie
płaci się niższe podatki. Na przyjezdnym sprawia to wrażenie ogromnego chaosu,
ale miejscowi w tym systemie świetnie się odnajdują. Zdolności zarządzania
takim chaosem przydały się niewątpliwie obywatelom belgijskim w rekordowym
okresie 535 dni bez rządu, który nastąpił po wyborach jesienią 2016 roku.
W stolicy Belgii i Europy bywałem
już parokrotnie. Że jednak były to, albo wyjazdy służbowe z dosyć napiętym
programem, albo krótkie postoje, kiedy koncentrowałem się na wybranym obiekcie
bądź ich zespole, nie potrafiłem sobie skonstruować spójnego obrazu tego
miasta. Bo z jednej strony, oczywiście, wspaniała zabudowa Grand Place i
obowiązkowy spacer do figurki Manneken Pis'a, podświetlane nocną porą Atomium,
czy widok na miasto spod Pałacu Sprawiedliwości. Z drugiej, przelotowe ulice,
co rusz nurkujące w tunele i wizyta w depresyjnych podziemiach Gare Central.
Już wówczas jednak miałem wrażenie spotkania z miastem patchworkowym i
policentrycznym, gdzie pompatyczność i wielkomiejskość przeplatają się z
przytulnością i urbanistyczna swojskością. Ostatnio miałem okazję uporządkować
autonomiczne migawki z dotychczasowych wizyt w jeden, w miarę spójny, obraz -
całe dwa dni poświęcone wyłącznie Brukseli! Taką sposobność trzeba było
wykorzystać.
Wielkie miasta lokowane były
zazwyczaj nad wielkimi rzekami. Może nie tyle wielkimi w sensie długości, ale
na pewno na tyle pełnowodnymi, aby stanowić szlaki wodne, którymi
transportowano do dawnych miast olbrzymie ilości potrzebnych towarów. W
żyjących z handlu miastach Flandrii i Niderlandów port morski lub rzeczny był
niezbędnym warunkiem rozwoju i prosperity. Z czasem do roli transportowej dodano
krajobrazową. Rzeki dawały szeroką perspektywę stawianym na ich brzegach
budowlom. Ich szerokie doliny wpuszczały do gęsto zabudowanych dzielnic
centralnych jakże potrzebne świeże powietrze. Tymczasem Bruksela wydaje się być
wyjątkiem od tej reguły. Idę o zakład, że 99 na 100 turystów spotkanych na
Grand Place nie wie nad jaką rzeką leży to miasto i nie potrafi powiedzieć,
gdzie trzeba jej szukać. Tymczasem przez Brukselę przepływa rzeka Senne tyle,
że przesunięta w wyniku działań ludzkich około 1,5 km na północny-zachód od
swego pierwotnego koryta. Ma ona nabrzeżne bulwary, przecina ją kilka ciekawych
architektonicznie mostów, ale jej okolica emanuje jakąś drugorzędnością, a ku
północy szybko nabiera charakteru industrialno-ruderalnego. Nie zawsze jednak
tak było. Jeszcze w połowie XIX wieku Senne płynęła przez miasto czterema
ramionami, z których dwa przecinały samo centrum. Wiły się one malowniczo,
tworząc wyspy i cyple, przeciskając się między domostwami oraz pod
niezliczonymi mostkami i kładkami. Były jednak coraz bardziej zamulone, służyły
za śmietnik i ściek oraz stwarzały zagrożenie sanitarne. W ramach
modernizacyjnych wysiłków burmistrza Julesa Anspacha ich wody zostały
uregulowane i ukryte w murowanych kanałach. Był to pierwszy etap wypychania
rzeki z centrum miasta. Kolejny nastąpił w latach 50-tych XX wieku, kiedy
zlikwidowano wcinające się w miasto baseny portowe, a rzekę z kanałów
przeniesiono na zachód od Pentagonu, do koryta biegnącego mniej więcej po
śladzie dawnego Canal de Charleroi.
 |
Centrum Brukseli po zakończeniu kanalizacji i zasklepienia Senny |
 |
Współczesne centrum Brukseli z rzeką wypchniętą na ubocze. |
Ta
długotrwała ingerencja w miejscową hydrografię pozostawiła ślady w nazwach
ulic. W północno-zachodniej części centrum aż roi się od ulic mających w nazwie
słowo nabrzeże (Quai). W pobliżu mieścił się nasz hotel i od tej strony
rozpoczęliśmy zwiedzanie. Baseny portowe miały sporą szerokość i taką zachowały
powstałe na ich miejscu ulice i place. W sposób charakterystyczny dla Brukseli
mieszają się tu style i przeznaczenia budynków. Trzytraktowe, wąskie a wysokie
kamieniczki o średniowiecznym pochodzeniu sąsiadują z XIX wiecznymi pałacami
miejskimi, obok których wznoszą się ascetyczne produkty międzywojennej
architektury modernistycznej. Brukselczycy nie żywią nadmiernego szacunku dla
reliktów przeszłości. Jeśli coś można zburzyć i zastąpić czymś nowym, to
zapewne tak się stanie. Jest tu wiele cennych pamiątek historii, ale
trudno wskazać konkretny obiekt historyczny, który można uznać za
charakterystyczny dla miasta. Imponująca fontanna upamiętniająca burmistrza
Anspacha i jego dokonania może uchodzić zarówno za taki symbol, jak i służyć
jako przykład elastycznego podejścia do zabytków przeszłości. Gdy rzekę Senne
zasklepiono w kanałach, jako architektoniczną kulminantę powstałych na
powierzchni bulwarów pozostawiono XVII wieczny kościół Augustianów. Budynek
ten, zdesakralizowany jeszcze w 1830 roku, służył później jako sala koncertowa
i urząd pocztowy, ale ku końcowi XIX wieku został uznany za niewystarczająco
reprezentacyjną przeszkodę w ruchu drogowym. Bogiem a prawdą parcela w tak
reprezentacyjnym miejscu nie przynosiła miastu dochodów. Wzniesiono więc
zamiast dawnego kościoła hotel Continental. Przed hotelem, na Place
De Brouckère, postawiono
imponująca fontannę. Miejsce było odpowiednio wybrane, na osi bulwarów i w
rozwidleniu podziemnego kanału powstałego z inicjatywy burmistrza. W tej
lokalizacji fontanna dotrwała do 1973 roku, kiedy musiała ustąpić budowanej
linii metra (a właściwie podziemnego tramwaju, zwanego pre-metrem). Po kilku
latach władze znalazły jej właściwą lokalizację, nadal związaną z rzeką Senne.
Teraz fontanna Anspacha wieńczy od północy kompleks basenów upamiętniających
istnienie w tym miejscu dawnych nabrzeży portowych. Wszyscy, którym żal było
zniszczonego kościoła, też otrzymali satysfakcję. Jego wspaniała fasada w stylu
baroku brabanckiego została zdemontowana i sprzedana parafii katolickiej św.
Trójcy w Ixelle. Oddany do użytku w 1908 roku kościół cieszy tam oczy
starszą o 270 lat fasadą.
 |
Zabudowa przy Place de l'Isere |
 |
Zróżnicowane budownictwo przy Quai du Commerce |
 |
Fontanna Anspacha |
 |
Kościół beginek |
 |
Ambona w kościele beginek. Podobnego charakteru ambony spotyka się w wielu kościołach brukselskich. |
 |
Zabudowa przy Quai au Foin |
 |
Pomnik upamiętniający gołębie wojskowe przy Quai aux Barques |
 |
Restauracje specjalizujące się w daniach rybnych przy Quai aux Briques |
 |
Dzwonnica - najstarszy zachowany element kościoła św. Katarzyny |
Okolice
kościoła św. Katarzyny zamykające od południa dawną dzielnicę portową noszą
jeszcze jeden ślad dawnego przeznaczenia. Miejscowe restauracje mają w ofercie
największy w mieście wybór ryb i owoców morza. Niegdyś sprzedawano je z kutrów
cumujących naprzeciwko i kucharz nie musiał tracić wiele czasu na ich zakup.
Obecnie muszą pokonać nieco dłuższą i bardziej skomplikowaną drogę na talerz
smakoszy, ale genius loci miejsca, gdzie serwują najświeższe i najlepiej
przyrządzone ryby, wciąż obowiązuje. A ponieważ w wielu restauracjach nie
prowadzi się rezerwacji, wieczorami stoją przed nimi długie kolejki miejscowych
i turystów stęsknionych smaku świeżej rybki. Nam nie wystarczyło cierpliwości,
ale nie żałujemy, bo w pobliżu znaleźliśmy miejsce w zacisznej Brasserie du
Gourmet. Jedzonko było pyszne, a stolik przy oknie dawał widok na Place du
Beguinage oraz iluminowaną fasadę kościoła beginek. Pobliska
kawiarnia Cafe
Velvet z wejściem naprzeciwko stacji metra Sainte Catherine przez cały
dzień, choć tylko do godziny 18, serwuje dania z menu śniadaniowego.
W cenie przeciętnego obiadu można zjeść obfite, późne śniadanie i
zamówić jeszcze parę drinków w pobliskich barach.
Chociaż
północna Belgia, gdzie rozlokowana jest Bruksela, to kraj nizinny, to jednak
miasto podzielone jest na Dolne i Górne. To ostatnie znajduje się w zachodniej
części Pentagonu i nosi historyczną nazwę Coudenberg. Na początku XII wieku
książęta Brukseli i Leuven wznieśli tu swoją siedzibę. Położony na wzgórzu
zamek miał naturalne walory obronne i pozwalał kontrolować położone niżej
miasto. Od tego czasu jest to dzielnica władzy sprawowanej przez hrabiów,
książęta, arcybiskupów, królów, cesarzy i gubernatorów. W mroźną noc 3 lutego
1731 roku cały kompleks pałacowy wraz z bogatym wyposażeniem, w tym dziełami
Brueghla i Rubensa, strawił pożar. Do dnia dzisiejszego zachowały się tylko
odkopane przez archeologów podziemia. Ruiny pałacu przetrwały ponad 40 lat,
zanim z inicjatywy gubernatora Niderlandów - księcia Karola Lotaryńskiego -
usunięto je tworząc istniejący do dzisiaj Place Royale. Jako, że gotycka
kaplica zamkowa, która przetrwała pożar, kłóciła się z koncepcją zabudowy w
stylu klasycystycznym, padła ofiarą modernizacyjnych ambicji księcia
gubernatora. Burmistrz Anspach miał, jak widać, godnych poprzedników. W
stojącym przy placu kościele św. Jakuba, 21 lipca 1831 Leopold, książę
Sachsen-Coburg-Saalfeld został zaprzysiężony na pierwszego króla Belgów. Książe
miał unikalną okazję przebierania w ofertach - jednocześnie swój tron
ofiarowywali mu Grecy.
 |
Kościół św. Jakuba na Coudenberg |
 |
Pałac królewski |
 |
Brama do pałacu królewskiego |
 |
Muzeum Instrumentów Muzycznych |
 |
Królewskie Muzeum Sztuk Pięknych |
W okolicy placu ulokowały się narodowe instytucje kultury takie, jak Muzeum Sztuk Pięknych. Kolejny król Leopold II, wymarzył więc sobie, aby cały stok wzgórza, opadający ku Dolnemu Miastu, przeznaczyć na cele kultury. Ówczesny burmistrz, Charles Buls, miał bardziej zachowawczy pomysł, polegający na modernizacji przy zachowaniu najcenniejszych obiektów zabytkowych. Jak jednak było do przewidzenia, to pomysł króla porwał umysły radnych, więc burmistrz podał się do dymisji. Niestety, za życia Leopolda II zdołano przeprowadzić tylko masowe wyburzenia. Realizacja pomysłu pradziadka ziściła się w latach 50-tych XX wieku, kiedy na tronie zasiadał król Baudoin. Powstały wówczas budynki Biblioteki Królewskiej, Archiwum Narodowego oraz Pałac Kongresowy. Cały teren zyskał też nazwę Wzgórza Sztuki (
Mont des Arts). Zwiedzanie muzeów i poznanie ich zasobów to zadanie na wiele dni, ale wizyta w tej dzielnicy to ciekawe przeżycie ze względu na wspaniałą architekturę budynków oraz rozległy widok na Dolne Miasto i dalej położone dzielnice/gminy całej aglomeracji. Spośród świetnych gmachów wyróżnia się Muzeum Instrumentów Muzycznych, mieszczące się w dawnym domu towarowym Old England. Postawiony w 1899 roku sześciokondygnacyjny budynek był jedną z pierwszych budowli o konstrukcji stalowej tej skali. W dodatku, po raz pierwszy do pokrycia ścian użyto w nim wyłącznie tafli szklanych. Malowniczo położony na stoku Coudenberg przy łukowato wygiętej ulicy, bogaty w wymyślne zdobienia w stylu Art Noveau jest, w moim osobistym rankingu, jednym z kandydatów do architektonicznego symbolu Brukseli.
W mapę Brukseli wpisują się zielone plamy wielkich parków: Pięćdziesięciolecia na zachód od siedziby Komisji Europejskiej i Brukselskiego na wprost Pałacu Królewskiego. Pod względem zagęszczenia atrakcji bije je jednak na głowę filigranowy Square du Petit Sablon. Choć z nazwy jest placem, to jednak ma charakter uroczego parku kieszonkowego. Jego powstaniu przyświecał swoisty program ideowy. Jest to mianowicie mauzoleum ku czci przywódców antyhiszpańskiego powstania, hrabiów Egmonta i Hoorna, jak również pomnik cywilizacyjnych osiągnięć XVI wiecznych prowincji niderlandzkich. Utworzono go na miejscu zamkniętego średniowiecznego cmentarza w 1890 roku przenosząc tu z Grand Place pomnik wspomnianych hrabiów, straconych na rozkaz hiszpańskiego namiestnika, księcia Alby, w 1568 roku. Figury bohaterów na wyniosłym cokole nieustraszenie kroczą na szafot, a otacza je półkręgiem zanurzonym w zieleni 10 rzeźb współczesnych im postaci - wiodących przedstawicieli nauki i sztuki. Wśród nich znajdziemy Gerarada Mercatora - geografa i kartografa, twórcę siatki kartograficznej jego imienia. Park otoczony jest parkanem z misternie kutego żelaza, na filarkach którego umiejscowiono kolejne 48 figurek symbolizujących tradycyjne rzemiosła XVI wiecznej Brukseli. Po przeciwnej stronie Rue de la Regence widok zamyka malowniczy gotycki kościół Matki Boskiej z Sablon. Choć jego styl lepiej chyba nazwać supergotyckim. W czasie renowacji, na przełomie XIX i XX wieku, architekci - wyznawcy teorii wielkiego Violet le Duc'a (tego od paryskiej katedry Notre Dame) - stworzyli budowlę, która nie przypomina którejkolwiek ze swoich wcześniejszych wersji. Dodali wieżyczki, szczyty i ażurowe balustrady, zbudowali przypory i najeżyli obrys pinaklami i rzygaczami. Cóż by dopiero było, gdyby komisja przyjmująca do wykonania ich projekt nie odrzuciła pierwszej wersji uznając, iż była nadmiernie ekstrawagancka.
 |
Pomnik hrabiów Egmonta i Hoorna |
 |
Kościół Matki Boskiej z Sablon i misterne ogrodzenie Petite Sablon |
 |
Square du Petit Sablon |
 |
Kaplica przy kościele Matki Boskiej z Sablon |
 |
Kaplica przy kościele Matki Boskiej z Sablon |
Z dawnych pobytów w Brukseli w pamięci utkwiło mi wrażenie przebywania, nie w metropolii i stolicy Europy, a w prowincjonalnym miasteczku nieokreślonego kraju zachodniej Europy. Częściowo powodowała to skala zabudowy prócz centralnej części, daleka od monumentalizmu. Swoje dokładała też urbanistyka: ulice mieszkalne są wąskie; rola budynków publicznych jest podkreślona usytuowaniem przy placach i skwerach; w wielu z brukselskich miast/gmin centralnym punktem jest wciąż plac naprzeciwko parafialnego kościoła. Wrażenie to powróciło do mnie podczas krótkiego wypadu do Saint Gilles. Trafiliśmy tam w sposób niezaplanowany - chciałem rodzinie pokazać Porte de Hal, jedyną zachowaną bramę drugiego pasa średniowiecznych murów miejskich. Nie zdecydowano się jej zburzyć wraz pozostałymi umocnieniami zlikwidowanymi w pierwszej połowie XIX wieku, gdyż wciąż pełniła funkcje militarne - była mianowicie więzieniem wojskowym. W latach 1868-71 została odrestaurowana w sposób oddający ducha romantycznego postrzegania wieków średnich. Nawiasem mówiąc, za jej obecny wygląd odpowiada Henri Beyaert, ten sam, który 20 lat później zaprojektował opisany wcześniej Square du Petit Sablon. Po przejściu na drugą stronę obwodowego bulwaru, jest się już w Saint Gilles. Przewodniki polecają tu liczne budowle w stylu belgijskiej secesji, tworzone przez najsłynniejszych architektów epoki takich, jak Victor Horta oraz degustację dań w którejś z wybornych restauracji. Wybór jest szerszy, niż gdzie indziej. Pewnie też dlatego, że Saint Gilles ma największy w Belgii odsetek ludności pochodzenia zagranicznego (48,2%). Nam udało się połączyć architekturę secesyjną z kuchnią etniczną w trakcie wizyty w portugalskiej cukierni na Rue Vanderschrick. Patriotów kulinarnych ucieszą tu też liczne sklepy, a nawet restauracje z kuchnią polską. Po to jednak jeździ się zagranicę, aby zmysł smaku wystawiać na nowe wyzwania. Dlatego dzień zamknęliśmy degustując dania kuchni etiopskiej w niewielkiej restauracji położonej tylko nieco ponad 100 metrów od sikającego symbolu miasta. Koronowirus grasował dopiero po Dalekim Wschodzie, ale ostrożność już nakazywała nam zrezygnować z etiopskiego zwyczaju nabierania potraw w chlebek indżera i ręcznego częstowania współbiesiadników, który to zwyczaj służy umacnianiu więzi rodzinnych i przyjacielskich.
 |
Porte de Hal - widok od północy |
 |
Porte de Hal - widok od południa |
 |
Saint Gilles - Avenue Jean Volders |
 |
Kościół św. Idziego - Saint Gilles |
 |
Saint Gilles - przykład zdobnictwa secesyjnego |
 |
Saint Gilles - przykład zdobnictwa secesyjnego |
 |
Saint Gilles - podpis zbyteczny |
Po powrocie do Polski, zdając sprawę z wizyty w Brukseli mojej bywałej w świecie Mamie zostałem zaskoczony jej stwierdzeniem, że to miasto turystycznie z niczym się jej nie kojarzy. Gdy pierwsze zaskoczenie minęło, musiałem jednak przyznać, że jest to dosyć typowy pogląd. W Brukseli bywa się w interesach lub w ramach obowiązków zawodowych i wraca z niejasnym wspomnieniem szklanych budynków biurokracji europejskiej. Tymczasem jest to fascynujące miasto, a jego patchworkowa struktura powoduje, że każda składowa ma do opowiedzenia odrębną, ciekawą historię. Wbrew też powszechnemu przekonaniu, w dni wolne od pracy miasto nie zastyga w niebycie. Wtedy właśnie tym lepiej widać, że jego mieszkańcy wiodą spokojne, bezpieczne życie zasiedziałych europejczyków. W naszym przypadku, szybko okazało się też, że w dwa dni nie zrealizujemy wszystkich planów. Co tylko znaczy, że gdy pandemia ustąpi, przystąpimy do planowania kolejnej wizyty w stolic y Belgii i Europy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz