niedziela, 23 lutego 2020

Książę Witold patronem MO, czyli o wrocławskich paradoksach.



Średniowieczne, kręte schody musiały być wysokie jak na zasięg nóg jedenastolatka. Z pewnością spieszyłem się, aby jak najprędzej dotrzeć na platformę widokową. Ojciec niewątpliwie powściągał moje ambicje wieżobiegacza. Mimo to, na platformę widokową na wieży kościoła św. Elżbiety przy wrocławskim rynku dotarliśmy sprawnie i w dobrym czasie. Wstyd się przyznać, ale nie pamiętam, czy było tam wielu turystów. Nie pamiętam też, czy oprócz kościelnych wież i dachów kamienic przy rynku widać było góry, np. najbliższą miastu Ślężę. Pamiętam za to doskonale ulice biegnące dalej rynku, przy których stały tylko ściany kamienic. Ich wnętrza pozbawione dachów i stropów ukazywały naścienne preferencje malarskie dawnych mieszkańców. Podwórka wypełniały sięgające kilku metrów góry gruzu, na których rosły całkiem już pokaźne brzózki oraz wszelka inna kolonizatorska roślinność. Patrzyłem na ten widok w oniemieniu. Ani w Białymstoku, gdzie naówczas mieszkałem, ani w żadnym innym odwiedzanym polskim mieście, nie zetknąłem się tak namacalnie ze śladami wojny. "Czterej pancerni" i "Stawka większa niż życie" cieszyły się wśród odbiorców w moim wieku wielką popularnością, ale ich akcja dotyczyła przecież lat dawno minionych, tymczasem we Wrocławiu historia rzucała ciągle swój złowrogi cień. Było lato 1970 roku, walki o twierdzę Breslau zakończyły się przed ćwierćwieczem.

Widoki z wieży bazyliki św. Elżbiety, Wrocław
Widoki z wieży bazyliki św. Elżbiety, Wrocław
Zdjęcia z końca lat 60-tych z wieży kościoła św. Elżbiety nie ukazują tylu zniszczeń, ile udało mi się zapamiętać. Uważne oko dostrzeże jednak, że "król był nagi". Zdjęcia ze strony polska-org.pl
Współczesny widok z wieży kościoła św. Elżbiety na wrocławski rynek.

Widok na dach nawy głównej kościoła św. Elżbiety odbudowany po ;pożarze w roku 1976.

Później odwiedzałem Wrocław mniej więcej co dekadę. Patrzyłem na miasto coraz bardziej świadomym okiem. Ruin i gruzowisk nie spotykałem już w latach osiemdziesiątych XX wieku. Bez trudu za to zauważyłem, że centrum oddzielone jest od od położonej na południe dzielnicy Krzyki kilometrowym pasem pozbawionej wszelkiej zabudowy przestrzeni, gdzie wśród roślinności o charakterze ruderalnym biegły równo wybrukowane ulice z rdzewiejącymi szynami tramwajowymi pośrodku. Wraz z rosnącą popularnością motoryzacji tereny te zaczęto użytkować jako zorganizowane lub dzikie parkingi. Owe nieposiadające naturalnych granic przestrzenie często zwano placami posiadającymi, a jakże, swoich godnych patronów, natomiast bardzo często pozbawionymi choćby jednego zamieszkałego budynku, dla którego byłyby adresem. Jeszcze w początku lat dziewięćdziesiątych nocowałem w nieistniejącym już hotelu Panorama z widokiem na plac Dominikański. Z okna miałem widok na olbrzymi ogrodzony teren (obecnie zajęty przez Galerię Dominikańską), w którym wykopano pokaźnych rozmiarów jamę. Zagłębienie to wypełnione było wodą, jak zgaduję gruntową, z której tu i ówdzie wystawały szczątki ceglanych ścian uporczywie przypominając, że kiedyś było tam miasto. Z pobliskiej Odry na rozlewisko przylatywały dzikie kaczki spędzając czas na pluskaniu się w wodzie i odpoczynku wśród szczątków mieszczańskich piwnic.

Aż w lipcu 1997 roku nadeszła wielka powódź. Wybudowane na przełomie XIX i XX wieku kanały, jazy i wały wrocławskiego węzła wodnego nie wytrzymały naporu wody o 1/3 przekraczającego ich przepustowość. Wezbrane wody Odry i jej dopływów zalały 40% powierzchni miasta. Zalane lub podtopione zostało ponad 2500 budynków. Dramatyczne wysiłki służb i tysięcy wolontariuszy pomogły uratować zabytki Starego Miasta, zbiory muzeów i Ossolineum oraz życie zwierzęcych mieszkańców ogrodu  zoologicznego. Katastrofa ta, paradoksalnie, odmieniła oblicze miasta rozpoczynając okres jego burzliwego rozwoju. Środki na odbudowę popłynęły od rządu i instytucji międzynarodowych. Wkrótce, z wejściem Polski do Unii Europejskiej, brama do unijnego  budżetu otworzyła się jeszcze szerzej. Powódź przeorała też, w pozytywnym znaczeniu tego słowa, świadomość mieszkańców miasta. Ocalone wspólnym wysiłkiem, stało się dobrem wspólnym,  powodem do dumy oraz oprawą dla realizacji wielu lokalnych inicjatyw. Atmosfera tymczasowości oraz bylejakości przeminęła bezpowrotnie. Historia przestała być pojmowana jako niepowiązane okresy - polski, czeski, austriacki, niemiecki i znowu polski. Symbolem tego było zamówienie przez władze miasta u Normana Daviesa i Rogera Moorhousa historycznego portretu Wrocławia, łączącego elementy dotychczas rywalizujących wizji historiograficznych, w dziele o znamiennym tytule "Mikrokosmos".
Powódź w 1997 - okolice mostu Grunwaldzkiego. Za https://tvn24.pl/zdjecia/powodz-1997-r-we-wroclawiu-na-zdjeciach-bogdana-zdrojewskiego,56374.html?h=1d27
Powódź 1997 - osiedle Kozanów. Za https://tvn24.pl/zdjecia/powodz-1997-r-we-wroclawiu-na-zdjeciach-bogdana-zdrojewskiego,56374.html?h=1d27

Wrocław jest dla mnie miastem bogatym w paradoksy. Czy nie jest na przykład takowym fakt, że ulica Wielkiego Księcia Witolda na Kępie Mieszczańskiej zawdzięcza swoją nazwę stacjonującym nań milicjantom, których naczelnym komendantem w latach 1945-49 był komunistyczny generał Franciszek Jóźwiak, używający podczas okupacji niemieckiej pseudonimu "Witold". Władzom miejskim niezbyt wypadało walczyć z takim protektorem, ale że żyjącym nazwy ulic nie przysługiwały, w duchu kompromisu zamieniły generała na Wielkiego Księcia, a sąsiednim ulicom za patronów dały innych bohaterów sienkiewiczowskich "Krzyżaków". Obecnie okolica ta jest intensywnie zabudowywana, ale przez dziesięciolecia była to powojenna pustynia pozostająca pod czujnym okiem oddziałów prewencji Milicji Obywatelskiej. Pobliskie dwie elektrownie wodne są jedynymi znanymi mi z Polski przykładami usytuowania takich obiektów w centrum dużego miasta. Jako, że zaprojektowano je w ciekawej modernistycznej szacie, Wrocław ma zabytki nie tylko na brzegach, ale i w nurcie Odry.

Elektrownia południowa od strony zachodniej.

Brama do elektrowni południowej

Elektrownia południowa od strony Mostu Pomorskiego 

Fragment elektrowni północnej

Jednym z najbardziej malowniczych i urbanistycznie "kompletnych" rejonów miasta jest Ostrów  Tumski, swoista dzielnica biskupia i historyczna ostoja katolicyzmu w zasadniczo protestanckim Wrocławiu. W poprzecinanym ramionami Odry i jej dopływów mieście jest to jedyna wyspa nosząca miano Ostrowia oraz jedyna, którą wody opływają obecnie tylko z jednej, południowej strony. Ostatnimi śladami obmywającego ją do 1807 roku północnego ramienia rzeki są stawy w Ogrodzie Botanicznym.

Do katedry wrocławskiej w grudnia zeszłego roku powrócił historyczny srebrny ołtarz biskupa Jerina. Słynne arcydzieło wrocławskiego złotnictwa ma w swojej bogatej historii wiele elementów paradoksalnych. W 1632 roku, gdy Ostrów Tumski zdobyły i splądrowały protestanckie wojska szwedzkie i saksońskie, ołtarz nie dostał się w ich ręce. Katolicki biskup oddał go na przechowanie protestanckiej radzie miasta, a tam zdobywcy już go nie szukali. 80% zdemontowanego przed oblężeniem w roku 1945 ołtarza przetrwało wojnę, ale zostało skazane na zesłanie: najpierw do kościoła w Szamotułach, a od lat 60-tych XX wieku do wrocławskiego Muzeum Archidiecezjalnego. Tam spoczywało w ciszy i, paradoksalnie, zapomnieniu aż do wystawy pt. "Skarby katedry wrocławskiej" zorganizowanej w 2017 roku w Muzeum Narodowym. Zmontowany tymczasowo na potrzeby wystawy, tak zachwycił muzealników, duchownych i przedstawicieli władz miejskich, że podjęto decyzję o jego rekonstrukcji i powrocie do katedry. Dziś pyszni się na dawnym miejscu w prezbiterium. Szkoda tylko, że oglądać go można jedynie z daleka oraz na razie bez możliwości podziwiania renesansowych malowideł na skrzydłach poliptyku.

Zrekonstruowany ołtarz biskupa Jerina.

Zrekonstruowany ołtarz biskupa Jerina.

Również kościół św. Krzysztofa odcięty od Starego Miasta, niegdyś nurtem Czarnej Oławy, a obecnie ruchliwą staromiejską obwodnicą (ul. Kazimierza Wielkiego), to skarb dla poszukiwacza wrocławskich paradoksów. Jest to świątynia ewangelików niemieckojęzycznych. W każdą niedzielę o godzinie 10:00 zbiera się w nim na modlitwę niewielka wspólnota wiernych. Tymczasem od początku XV do końca XIX wieku było to miejsce, gdzie modlili się polskojęzyczni wyznawcy rytu luterańskiego. Naturalnej wielkości figura patrona, mimo, iż wykonana z drewna, jest jedynym elementem dawnego wyposażenia, który przetrwał bombardowania i pożar wnętrza świątyni w 1945 roku. Było to możliwe, gdyż od szalejących płomieni oddzieliły ją grube gotyckie ściany - w owych czasach figura stała we wnęce po zewnętrznej stronie murów świątyni. W oknach prezbiterium zainstalowano niedawno witraże, które w duchu ekumenizmu ukazują męczenników za wiarę z okresu III Rzeszy (ewangelików: Dietricha Bonhoeffera i biskupa Juliusza Bursche oraz katolików: św. Maksymiliana Kolbe i św. Edyty Stein).


Kościół św. Krzysztofa

Gotycka figura świętego.

Ołtarz w kościele św. Krzysztofa

Witraże  z wizerunkiem katolickich i luterańskich męczenników za wiarę.

Wrocław ma też szereg zabytków, którym dano szansę na drugie życie. Tradycja ta nie ogranicza się do lat powojennej odbudowy miasta, lecz sięga korzeniami do czasów wcześniejszych. W południową ścianę gotyckiego kościoła św. Marii Magdaleny wmurowany jest wspaniały, romański portal ołbiński. Pochodzi on z rozebranego w 1529 roku, pod pretekstem zagrożenia tureckiego, opactwa norbertanów, znajdującego się niegdyś w tej wrocławskie dzielnicy. Mało kto miał szansę go podziwiać, bo wąska, zastawiona parkującymi samochodami, uliczka nie zachęca do zapuszczania się weń turystów, którzy do wnętrza  dostają się z przeciwnej strony kościoła. Mało kto również trafia do położonego na Nadodrzu kościoła Opieki św. Józefa. Jego gotycki poprzednik podzielił losy ołbińskiego opactwa i w tym samym czasie został złożony w ofierze potrzeb bezpieczeństwa miasta. Historia powtórzyła się z jego następcą w 1806 roku, z tą różnicą, że tym razem wróg w postaci wojsk napoleońskich dotarł jednak na miejsce i zdobył Wrocław. W końcu, w 1821 roku, powstała istniejąca do dzisiaj świątynia w stylu klasycystycznym. Na jej frontonie znalazła się gotycka scena ukrzyżowania i kartusze herbowe pochodzące z rozebranej nieco wcześniej bramy Mikołajskiej.


Portal ołbiński w południowej ścianie kościoła św. Marii Magdaleny. Zdjęcia ze strony polska-org.pl 
Zbliżenie na detale portalu ołbińskiego. Zdjęcia ze strony polska-org.pl

Kościół Opieki św. Józefa

Gotyckie rzeźby na fasadzie kościoła.


Największym wrocławskim paradoksem jest jednak fakt, że przy tak olbrzymich zniszczeniach, zachowało się tak wiele ciekawych budynków i elementów dawnej architektury. Bez problemu możnaby nimi obdzielić kilkanaście mniej historycznie doświadczonych miejscowości. W czasie ostatniego pobytu trafiliśmy na ulicę Mikołaja Reja, gdzie z wysokości czwartej i piątej kondygnacji obserwuje otoczenie piękna dama bujająca się na huśtawce, w towarzystwie dwóch amorków. Cała okolica to rezerwat architektury sprzed I wojny światowej zachowanej mimo, iż w pobliżu Niemcy wyburzyli całe kwartały zabudowy na potrzeby powstającego lotniska polowego (dzisiejszy plac Grunwaldzki). Z kolei pilczycki Park Zachodni, będący w historii znacznym kompleksem grzebalnym (obejmującym cmentarz żydowski, komunalny oraz katolicki), zachował interesujący nagrobek z figurą anioła i niemiecką inskrypcją mówiąca w tłumaczeniu: "Również cierpienie jest posłańcem Boga". Nie wiadomo, czy decydentami zleconej w 1967 roku likwidacji cmentarzy powodowało uznanie dla wartości artystycznej tego pomnika, czy też chcieli jednak pozostawić materialny ślad cmentarnej historii parku. 


Płaskorzeźba na ulicy Mikołaja Reja

Zbliżenie płaskorzeźby na ulicy Mikołaja Reja

Znacznik Parku Zachodniego
Jedyny zachowany nagrobek w Parku Zachodnim

Każda wizyta we Wrocławiu daje możliwość podobnego spotkania z przeszłością i to nie tylko na Starym Mieście, ale i w pozornie mniej zabytkowych dzielnicach. Dlatego wyjeżdżając z tego miasta już układam plany kolejnej wizyty, obejmującej miejsca i obiekty, o których dowiedziałem się śledząc jego dzieje, lecz których również tym razem nie zdołałem odwiedzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz