poniedziałek, 23 września 2019

Wolne terytorium Triestu

Zamieszkaliśmy w typowymi włoskim bloku. To było podstawowe ryzyko wakacyjnego wyjazdu do Muggi, miasteczka położonego nad Zatoką Triesteńską, okupującego wąski pasek wybrzeża i stoki wzgórz, których grzbietami biegnie granica ze Słowenią. W Chorwacji zawsze staraliśmy się mieszkać w prywatnych kwaterach, w niedużych, często historycznych budynkach. W Muggi też była taka możliwość, ale porównanie ceny do jakości przemawiało za wybraniem bardziej konwencjonalnego lokum. No to proszę bardzo, trzecie piętro w sześciopiętrowym bloku z lat sześćdziesiątych. Z tej wysokości można by widzieć Adriatyk, pod warunkiem, że okna wychodziłyby na stronę północną. Nasze wychodziły na południową, oferując widok na jeszcze kilka bloków poprzetykanych zabudową jednorodzinną. Zaletą tej ekspozycji były widoczne w tle, tonące w zieleni stoki wzgórz z porozrzucanymi na nich pojedynczymi domami i winnicami. Jak mieszkasz w bloku, masz wielu sąsiadów. Zostaliśmy ostrzeżeni, że to w większości ludzie starsi, którzy lubią spokój, więc bardzo proszę zero imprez, pies niech ograniczy szczekanie i, broń Boże, nie zapomnijcie zamknąć obydwu par drzwi do windy, bo jak zostaną otwarte, to dźwig nie ruszy i starsi mieszkańcy górnych pięter zostaną bez możliwości wyjścia/powrotu do swoich mieszkań.

Z nieimprezowaniem poszło nam najłatwiej; przekonanie Harrego, aby ciszej wyrażał swoją radość z wyjścia na spacer było wyzwaniem, ale wykonalnym; zgodnie z instrukcją zamykaliśmy też uważnie tak jedne, jak i drugie drzwi do windy. Nie potrafię ocenić, czy to nasze wysiłki zostały dostrzeżone i  docenione, czy też poziom sąsiedzkiej życzliwości jest w tej społeczności ogólnie wysoki, ale w czasie pierwszego, krótkiego pobytu doświadczyliśmy ujmujących oznak uwagi i sympatii. Czy to, gdy utknąłem bez klucza przed zatrzaśniętymi drzwiami na klatkę schodową, czy gdy podmuch wiatru porwał z balkonu sztukę suszącej się bielizny, w gotowości pozostawała włoska nonna (babcia), która z posterunku we własnym mieszkaniu śledziła okolicę i starała się zapobiegać wszelkim nieszczęściom. Miała przy tym do przekazania wiele życiowych mądrości, z których, wobec mizernej znajomości mowy włoskiej, mogłem skorzystać tylko w śladowym zakresie. Nie można się dziwić, że po dwóch latach, w nieco rozszerzonym gronie, wybraliśmy to samo miejsce noclegowe.

Budynek w którym zatrzymaliśmy się w Muggii
 Muggia, choć przez zatokę, sąsiaduje z Triestem, była miastem podporządkowanym Wenecji, a nie Habsburgom. Stąd wszechobecność wizerunków Lwa św. Marka na budynkach publicznych. Jako, że sąsiedztwo nie było do końca pokojowe, Lew bywa pokazywany z zamkniętą księgą (Ewangelią) i, jak twierdzą niektóre przewodniki, także z mieczem, choć takiego odzwierciedlenia nie spotkaliśmy. Kompaktowe stare miasto ze wznoszącym się nad nim zamkiem, odbijającym się w wodzie basenu  portowego o rozmiarach wystarczających do zacumowania tylko najmniejszych łodzi. Rynek z renesansowym kościołem i ratuszem oraz restauracyjnymi ogródkami, skrytymi pod baldachimem parasoli. Na wzgórzach w Starej Muggi jest jeszcze najstarszy zabytek - przedromański kościółek Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Jak na włoskie standardy, miasteczko przeciętne i, zdecydowanie, nie turystyczne.

Bo też atrakcyjność Muggi leży w czym innym. W widokach przez zatokę na wdzierającą się na góry zabudowę Triestu. W feerii świateł nad dzielnicą portową tego miasta, oglądanej nocą z tarasu  restauracji należącej do kooperatywy rybackiej. W uliczkach biegnących po wzgórzach, gdzie z jednej strony stoją domy należące do Włoch, a z drugiej do Słowenii. W panoramie odległych o 100 km Alp, widocznych gdy pierwsze jesienne deszcze spłuczą pył unoszący się w powietrzu. Lecz przede wszystkim, Muggia zachwyca atmosferą autentycznego życia, bez spinania się i chęci dogodzenia zagranicznym przybyszom. Oczywiście, oferta atrakcji jest tu bogata, ale skrojona pod potrzeby mieszkańców. Nie spotkamy się tu z propozycją przejażdżki po morzu na ciągniętym za motorówką gumowym bananie, bo miejscowym jest to do szczęścia zupełnie zbędne. Jakaż różnica z, fascynującą pod innymi względami, Chorwacją.

Kościół katedralny w Muggi
Zamek w Muggi
Budynek kooperatywy rybackiej z tarasem restauracyjnym
Widok Zatoki Triesteńskiej z Alpami w tle

Kościółek św. Sebastiana

Stara Muggia - św. Franciszek z bratem wilkiem
 Atrakcją miasta jest też sąsiedztwo Triestu. Można tam dotrzeć autobusem komunikacji miejskiej lub stateczkiem kursującym przez zatokę. Stanowczo polecam tą drugą możliwość. Cena biletu jest ta sama, ale na statku obejmuje też widoki, których nie doświadczymy z okien autobusu. Najpierw płynie się wzdłuż nabrzeży portowo-przemysłowych. Hangary, suwnice, setki kontenerów, zbiorniki paliwa, kominy, a nawet hałdy węgla, znaczą tu krajobraz w mało atrakcyjny sposób. Na pierwszym planie mamy jednak przegląd wszelkiego rodzaju jednostek pływających: od olbrzymich kontenerowców, przez zacumowane na czas remontu masowce, promy pasażerskie oraz rozmaitość jachtów, motorówek i wszelkiej wodnej drobnicy. Wszystko to w obramowaniu gór sięgających na zapleczu miasta wysokości ponad 600 metrów npm. W końcu mijamy cypel z nieczynną latarnią morską La lanterna i przed nami otwiera się widok na promenadę nadmorską, wzdłuż której mamy przegląd imponujących rozmiarami budowli w stylu historyzującym. Do nabrzeża dobijamy mając po prawej dawne hale rybne, mieszczące obecnie Oceanarium, a po lewej - modernistyczny Dworzec Morski.

Port w Trieście
Port w Trieście
Port w Trieście
Widok na promenadę nadbrzeżną w Trieście. Najwyżej położony budynek z lewej strony, to uniwersytet.

Triest - dawne hale rybne
Triest był najważniejszym portem Austro-Węgier. Od 1719 roku cieszył się statusem miasta cesarskiego i wolnego portu. Przez prawie 200 lat, do wybuchu I wojny światowej, przeżywał okres niebywałej prosperity, rosnącego znaczenia i bogactwa. Przyciągał przedsiębiorcze jednostki z całego imperium i krajów ościennych. W jego kosmopolitycznej atmosferze twórczej weny szukali pisarze nie tylko włoscy i słoweńscy, ale i zagraniczni tacy, jak Stendhal, czy Joyce. Po roku 1918 został przyłączony do Włoch. Realizacja 9 punktu planu pokojowego prezydenta USA Woodrowa Wilsona ("Korekta granicy włoskiej, wzdłuż linii narodowościowej") oznaczała dla Triestu wieloletnią zapaść gospodarczą. Strefa oddziaływania portu w pociętej narodowymi granicami Europie zmalała dwustukrotnie, a przeładunki spadły ponad trzykrotnie. Potem miasto i region stały się przedmiotem sporu włosko-jugosławiańskiego, kulminującego zajęciem ich przez wojska marszałka Tito w maju 1945 roku. Do Włoch Triest powrócił  dopiero w 1954 roku. Wraz ze stopniowym zmniejszaniem znaczenia biegnącej 10 km od centrum żelaznej kurtyny, miasto pomału odbudowuje swoją pozycję okna na świat dla krajów byłej Jugosławii i pozbawionych dostępu do morza państw Europy Środkowej. Liczba jego mieszkańców jest jednak niższa, niż przed 100 laty.

Spacerując po mieście ma się ciągle wrażenie przeskalowania. Za duże są place, za szerokie ulice, za wysokie domy. No i architektura jakby przeniesiona z nad Dunaju na adriatyckie wybrzeże. Są tu zabytki w stylu gotyckim (katedra San Giusto), romańskim (bazylika San Silvestro), a nawet pochodzące z okresu rzymskiego (amfiteatr), ale nie one kształtują obraz miasta. Ten tworzą morze, góry, portowe nabrzeża, prostokątna siatka ulic w założonej przez Marię Teresę dzielnicy Borgo Teresiano, bogato zdobione budowle otaczające Plac Jedności Włoch, biegnący od morza ku kościołowi San Antonio kanał, liczący tylko 300 metrów długości, ale nazwany Wielkim (Canale Grande). Byłem trzykrotnie w Trieście, poznałem już większość jego bedekerowych atrakcji, więc teraz kolekcjonuję wizyty w kolejnych kawiarniach oraz zaliczanie następnych punktów widokowych. Triesteńskie kawiarnie, ze względu na liczebność i rozmaitość, są znakiem firmowym miasta. W swoim wystroju i menu łączą wiedeńską solidność i mediolańską elegancję. Ich specyfiką jest też to, że do caffe nero można w nich zamówić tort Sachera, a do drinków dostaniemy w gratisie małą lub większą przekąskę. 


Ratusz w Trieście

Siedziba władz regionalnych w Trieście

Harry przed swoim lokalem na reprezentacyjnym placu miasta

Amfiteatr rzymski

Fasada kamienicy w Borgo Teresiano
Kościoły Santa Maria Maggiore i San Silvestro - barok sąsiadujący ze style romańskim
Canale Grande z kościołem św. Antoniego
Wreszcie, większość z nich posiada bogatą historię. Jak pisał Pier Antonio Quarantotti Gambini "były tam kawiarnie zdecydowanie polityczne (do jednych uczęszczali patrioci i elementy społecznie postępowe, do innych Austriacy i konserwatyści); były kawiarnie prawie zamknięte, zastrzeżone dla oficerów i wysokich funkcjonariuszy austriackich oraz ich rodzin, były takie, w których tłumnie gromadzili się wykonujący wolne zawody i parający się handlem mieszczanie (jak Caffè degli Specchi, gdzie od czasu do czasu bywał także Felice Venezian, przywódca partii liberalno-narodowej); były kawiarnie starych przedsiębiorców (jak Caffè del Tergesteo) oraz inne, którym ton nadawała młodzież i sportowcy; na koniec były tam, i to może liczniejsze niż gdzie indziej (...), ze względu na towarzyskie usposobienie triesteńczyków, kawiarnie literackie". W Caffe Stella Polaris przesiadywał James Joyce, a w nieistniejącej już Cafe Garibaldi międzywojenna elita kulturalna miasta z Italo Svevo i Umberto Sabo na czele. Kawiarnie Stella Polaris, Tomasseo, Antico Torinese, czy San Marco, różnią się od siebie, ale w każdej, gdy już nacieszymy się nastrojowym wystrojem i pysznościami piętrzącymi się za szybą lady barowej, warto rozejrzeć się wokoło, zainteresować czym, oprócz konsumpcji, zajmują się goście i chłonąć atmosferę kawiarnianego życia Triestu.

Jeśli chodzi o widoki, to wielu zwolenników ma Molo Audace, ale osobie, która przypłynęła do miasta statkiem, nie dostarcza ono oryginalnej perspektywy. Aby ją uzyskać trzeba wspiąć się na okoliczne wzgórza. Najbliższe centrum miejsce widokowe, to wzgórze San Giusto z katedrą i zamkiem. Z dzwonnicy katedry i tarasów zamkowych zobaczymy całe centrum i szmat Zatoki Triesteńskiej. Nasze tegoroczne odkrycie, to widok z dziedzińca uniwersytetu. Główny budynek w stylu faszystowskiego monumentalizmu wyciąga boczne skrzydła ku miastu i morzu. Niestety, niższy taras dziedzińca, ku któremu zbiegają imponujące schody, pełni prozaiczną rolę parkingu, psując nieco pierwszy plan fotograficznych ujęć. Najszerszy i najdalszy widok na Triest i zatokę można podziwiać spod piramidy kościoła na Monte Griso. Modernistyczna świątynia, oddana do użytku w latach 60-tych XX wieku jako wotum za ocalenie miasta z pożogi wojennej, ze względu na wielkość i położenie na wzgórzu sama stanowi wyznacznik krajobrazowy okolic Triestu. Ubogo i dosyć przypadkowo wyposażone wnętrze nie przeszkadza w podziwianiu śmiałości konstrukcyjnej budowli. Z tarasu widokowego podziwiać można bajkowy zamek Maksymiliana Habsburga w Miramare, główną plażę miejską w Barcola, lśniącą bielą swych murów latarnię morską Zwycięstwa (Farro della Vittoria), całe centrum i tereny portowe, a za zatoką - Muggię i, na ostatnim planie, wzniesienia chorwackiego wybrzeża Istrii. Nam jednak najbardziej do gustu przypadła Napoleonica, bellissima passeggiata, śmiało wytyczona, trawersem po skalistym i urwistym zboczu, droga z Prosecco do Opiciny. Utwardzona i zabezpieczona w najstromszych miejscach niewysokim murkiem trasa stanowi ulubione miejsce spędzania wolnego czasu przez aktywną część populacji miasta. Spotkamy tam dziesiątki amatorów wspinaczki skałkowej, rowerzystów i rolkarzy. Bez mała równie liczni są tam fotografowie, tak amatorzy, jak i profesjonaliści. Nic dziwnego, gdyż zza każdego zakrętu zobaczymy miasto i zatokę pod nieco innym kątem. A gdy do tego panorama skąpana jest w promieniach zachodzącego słońca, to malownicze ujęcia są niemal gwarantowane.
Niestety, kawiarnia jest zamknięta w poniedziałki. Zdjęcie ze strony www (w budowie)
Ogródek Caffe Rossini
Uniwersytet
Monte Griso
Sanktuarium na Monte Griso

Zamek Miramare widziany z Monte Griso

Widok na miasto z Napoleonica

Zachód słońca na Zatoką Triesteńską
Ze względu na Habsburską przeszłość oraz znaczące kulturowe wpływy mniejszości słoweńskiej Triest i okolice traktowane są przez mieszkańców innych części Italii, jako nie w pełni włoskie. Sami mieszkańcy kultywują swoją odrębność. Place miejskie upiększają m. in. pomniki Elżbiety Bawarskiej, czyli żony Franciszka Józefa, bardziej znanej jako Sissi, czy Maksymiliana Habsburga. Bardziej radykalnie nastrojeni patrioci lokalni nawiązują do siedmioletniej (1947-54) historii Wolnego Terytorium Triestu, samodzielnego tworu państwowego utworzonego, by zapobiec zaanektowaniu miasta przez Jugosławię i jednocześnie zabezpieczyć interesy ekonomiczne skonfliktowanych stron. W centrum miasta można spotkać banery nawołujące zachodnich aliantów do przywrócenia tego statusu. Oczywiście głosiciele tych haseł nie mają żadnego politycznego znaczenia. W dzisiejszych czasach zarówno mieszkańcy, jak i goście miasta, starają się czerpać pełnymi garściami z możliwości i atrakcji, których ono dostarcza. Zresztą chyba nie tylko dziś region ten stanowi dobre miejsce do życia. Najlepiej świadczy o tym słoweńska nazwa Muggi - Milje.

Pomnik Sissi
Manifestacja odrębności

Włoski pomnik przed austro-węgierską szkołą

Plaża Barcola z widokiem na Latarnię Zwycięstwa
Mecz piłki kajakowej na Canale Grande

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawe historie i piękne zdjęcia. Czekam na więcej opowieści z podróży! Ewelina

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń